Foodporn, foodgasm… metafizyczny orgazm na talerzu
Nogi z waty,
oblizywanie palców,
łaskotki w brzuchu, ślinotok,
łamanie diety, uczucie euforii,
ekstremalne doznania
łaskotki w brzuchu, ślinotok,
łamanie diety, uczucie euforii,
ekstremalne doznania
What
happens when, for the first time in history, adult human beings are free to have
all the sex and food they want?
Mary Eberstadt „Is Food The New Sex?”
W powyższym cytacie naukowiec Instytutu Hoovera jasno
obrazuje, że w dzisiejszych czasach przemian są dwa obszary, bez których człowiek
nie potrafi żyć. Są to seks i jedzenie. Nastąpiło
pewnego rodzaju odwrócenie ról. Dawniej uważano, że jedzenie to kwestia gustu,
natomiast seks jest regulowany przez uniwersalne prawo moralne. W dzisiejszych
czasach większość ludzi, szczególnie w krajach rozwiniętych, podchodzi do tego problemu
całkowicie odwrotnie, są przekonani, że postępują poprawnie i inni powinni ich
naśladować. W przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zwiększono kontrolę nad
jakością żywności. Wszystkie zasady, które rządziły naszą cielesnością
przeniosły się na sferę jedzenia. Przestało się liczyć tak naprawdę kto z kim
sypia, ważniejsze jest to, co się ma na
talerzu. Sami wyznaczamy sobie granice moralności, a w dzisiejszych czasach są
one bardzo szerokie.
Z drugiej strony świat bardzo przyspieszył, ludzie zaczęli myśleć skrótowo, tj.
bezmyślnie się odżywiają (junk food) i bezmyślnie uprawiają seks (junk sex).
Często skutkuje to wstydem i poczuciem winy za doprowadzanie się ukradkiem do
przyjemności.
Po raz pierwszy termin Food Pornography został użyty przez
krytyka feministycznego Rosalind Coward w 1984 roku w książce Female Desire. Napisała ona, że
gotowanie i podawanie jedzenia w piękny sposób jest aktem poddaństwa. Jest to
sposób wyrażania uczuć, przyjemność uczestnictwa w obsłudze innych. Jej zdaniem
pornografia żywności dokładnie podtrzymuje to znaczenie. Moim zdaniem genialnie obrazuje to scena z
filmu „Uczta Bebette” (1987).
Jedzenie przekłada się na wiele aspektów życia. Ludzie stali
się bardziej świadomi tego, co jedzą. Często gdy podróżują, próbują nowych
smaków i się nimi delektują, czasami wydając nawet nieskrywane odgłosy euforii,
co można przyrównać właśnie do metafizycznego orgazmu kulinarnego. Sam sposób
jedzenia może być dwuznaczny i bezpruderyjny, jaki możemy zaobserwować
chociażby
w filmie „Flashdance” (1983). Główna
bohaterka Alex kusi swego partnera nie tylko strojem, ale sposobem w jaki sączy
w ustach kawałek homara.
Sposób w jaki jemy i co jemy, często budzi skojarzenia. Do
dziś pamiętam niesmaczne żarty kolegów
z czasów podstawówki, gdy nakryli kogoś na jedzeniu banana. Zwykłego banana… Ale
cóż, ten owoc od zawsze wywoływał podteksty erotyczne.
Kuchnia oferuje nam również różnego rodzaju afrodyzjaki, które pobudzają nasze
libido. Świeże, surowe ostrygi ociekające wilgocią, skropione kwaśno cytryną,
podane na kruszonym lodzie. Dociskając muszlę do podniebienia, obracamy ją w
ustach językiem, następnie w całości połykamy. Już sam kształt wyzwala w nas
doznania. Ten przysmak Casanovy dla jednych jest obrzydlistwem, dla innych
cudownym rarytasem. W Petite Histories, Redbull Music Academy Radio słyszymy,
że „to niepowtarzalny małż zarówno w kształcie, jak i w
miąższu (…).Ostryga wygląda niepozornie, przytwierdzona do skały,
zamknięta w perłowej muszli, nie widzi ani nie słyszy. Jest hermafrodytą, czyli
potrafi zmieniać płeć w zależności od wieku. Stąd postrzega się je jako
niekwestionowany afrodyzjak.”
Jak już jesteśmy w tym temacie,
należałoby wspomnieć o jednym z ulubieńców, CZEKOLADZIE. Dobrym przykładem jest
po prostu czekolada w „Czekoladzie” (2000), zmysłowość i namiętność.
Nawet koncerny kosmetyczne wypuszczają co raz to nowsze balsamy, pomadki,
kremy, płyny do kąpieli o różnego rodzaju smakach – wanilia, truskawka, banan,
czekolada, kokos. Chcemy te zapachy czuć na sobie i kusić nimi innych, a
przecież pachną jedzeniem…
Również
perfumy można zaliczyć do tych „smacznie” pachnących. Są to zapachy z rodziny
gourmand, czyli pachnące deserem – słodkie, apetyczne, smakowite, zmysłowe.
Idealnie opisała je jedna z blogerek: „Są
przewrotne w swojej pudrowej słodyczy i potrafią zapachnieć jak spalona wata
cukrowa. Są przegięte, świadomie balansują na granicy kiczu, zdecydowanie za słodkie
dla tradycjonalistów. Stosowanie ich jest puszczeniem oka do wytrawnych
znawców, ich campowa dosłowność jest ukłonem w kierunku kultury drag queen i
przejaskrawionej kobiecości w interpretacji Pedro Almodovara.”
Obok codziennej pielęgnacji, perfum, mamy również kosmetyki erotyczne. Jest
wiele żeli do masaży, do tego jadalnych i pachnących prawdziwymi owocami, które
mają wzbudzić w nas namiętność i pożądanie.
Foodporn występuje również w sztuce, fotografii, literaturze,
filmach. Pornografia nie zawsze jest tylko seksowna i pociągająca, jak uważa
wiele osób. W Internecie aż roi się od cudownych zdjęć potraw, które zaraz są
okrzyknięte mianem foodpornu. Moim zdaniem to wszystko leży na przeciwległym
biegunie. Owszem to wszystko musi być KUSZĄCE, ale przecież pornografia bywa
też wulgarna, ostra, brzydka, wręcz ohydna! Mimo to przyciąga nasze
zainteresowanie i wyzwala w nas skrajne emocje. Wyobraźmy sobie ciepły wilgotny
sos spływający po wręcz lodowatej leguminie. Po skosztowaniu wszystko się łączy
i rozpływa w naszych ustach, pozostawiając błogie uczucie na podniebieniu i
chcemy więcej… To brzmi cudownie, podnieca, wręcz zaczynamy to odczuwać. Jednak
opis tłustej, ociekającej golonki utopionej w kwaśnej wilgotnej zasmażanej kapuście
też może pobudzić nasze zmysły i rozbudzić apetyt.
Dla mnie pionierem w tym temacie
jest Antony Bourdain. Uprawia on w swoich publikacjach foodporn w najczystszej
postaci i otwarcie się do tego przyznaje. Przeprasza nawet za to swoich
czytelników, wręcz jest mu głupio, że on może tego wszystkiego doznawać, a nam
tylko opisywać.
W “Kill Grill 3. O kuchnia!” po raz pierwszy przeczytałam pornografię,
Grey się chowa.
„Ortolan (…). We Francji
skąd pochodzą te maleńkie ptaszki, osiągają czarnorynkową cenę od 250 dolarów
za sztukę. Należą do gatunków chronionych ze względu na zmniejszającą się
liczbę ich terenów i naturalnych siedlisk. Dlatego łapanie i sprzedaż tych
ptaków są bardzo nielegalne.” Musiałam zacytować ten fragment, żeby jeszcze
bardziej uwydatnić podniecenie smakosza, ale przejdźmy do kulminacyjnego momentu.
„Płomienie w kokilkach gasną, a kelnerzy
roznoszą ortolany po jednym dla każdego gościa. Wszyscy jedzący przy stole
wiedzą, co i jak z nimi robić. Czekamy, aż mięso i tłuszcz przestaną
skwierczeć. Wymieniamy spojrzenia i uśmiechy, a następnie jednocześnie
przykrywamy głowy serwetkami, by ukryć twarze przed Bogiem, i podnosimy nasze
ortolany, ostrożnie łapiąc za ich gorące czaszki, które parzą opuszki, i
wkładamy je sobie do ust, wsuwając najpierw nóżki, potem całe ciałko, tak, by
wystawały tylko głowy i dzióbki. W ciemności pod moim całunem zdałem sobie
sprawę, że chcąc w pełni rozkoszować się tym doświadczeniem, zamknąłem oczy.
Najpierw czuję smak skórki i tłuszczu. Są gorące. Tak bardzo, że biorę krótkie,
szybkie, łapczywe oddechy, wdychając i wydychając powietrze, jakbym był
trębaczem wygrywającym skoczną melodię, oddycham, mając w ustach ortolana, obracam
go językiem delikatnie, by się nie poparzyć. Nasłuchuję odgłosów chrupania
chrząstek wokół, ale słyszę jedynie oddechy innych, słyszę, stłumiony świst
łapanego szybko powietrza przepływającego między zębami, pod tuzinem lnianych
serwetek. Czuć delikatny posmak armaniaku, wiszące w powietrzu drobiny
tłuszczu, odurzające, pyszne wyziewy. Czas upływa. Mijają sekundy? Chwile? Nie
wiem. Obok słyszę pierwszy trzask maleńkich kości i sam decyduję się na to
samo. Powoli opuszczam zęby trzonowe i przegryzam żebra ptaszka soczystym chrupnięciem,
a w nagrodę moje gardło wypełnia wrząca fala płonącego tłuszczu i wnętrzności.
Ból i rozkosz rzadko tak pięknie ze sobą współgrają. Odczuwam błogi dyskomfort,
biorę krótkie, kontrolowane oddechy i bardzo powoli przeżuwam. Z każdym kęsem,
gdy cienkie kostki i warstwy tłuszczu, mięso, skóra i organy nakładają się na
siebie, da się wyczuć wspaniałe momenty różnorodnych i nadzwyczajnie
starodawnych smaków: fig, armaniaku, ciemnego mięsa delikatnie nasączonego moją
krwią, ponieważ wnętrze ust mam pokłute przez ostre kostki. Przełykając,
wciągam do ust główkę i dziób, które do tej pory wystawały mi z ust, i
rozanielony rozgryzam czaszkę. Pozostał tylko tłuszcz. Powłoka prawie
niewyczuwalnego lecz mającego niezapomniany smak tłuszczu brzusznego. Ściągam
serwetkę, a wokół mnie, jedna serwetka po drugiej tak samo opadają na stół, odsłaniając
błyszczące, rozmarzone twarze. Maluje się na nich nieśmiały wstyd, zupełnie jak
po orgazmie. Wszyscy zwlekają przed pierwszym łykiem wina. Chcą zapamiętać
smak.”
Zainteresować może również odkrywanie swoich pierwszych smaków przez autora w „Kill
Grill. Restauracja od kuchni”.
„Móżdżki.
Cuchnące, rozpływające się sery, śmierdzące jak stopy nieboszczyka? Konina?
Grasica? Dawajcie je tu!!! Próbowałem wszystkich najbardziej szokujących
potraw. (…) Nakładałem sobie na talerz kawałki klajstrowanego sera Vacherin,
pokochałem serowe, tłuste masło z Normandii, zwłaszcza kiedy się je grubo
rozsmarowało na bagietce, którą zanurzałem dodatkowo w gorzkiej, gorącej
czekoladzie. Przy każdej nadarzającej się okazji podkradałem czerwone wino,
próbowałem les fritures – małych smażonych rybek podawanych z sosem
pietruszkowym – zachwycony, że zjadam je razem z głowami, oczami, ościami i
całą resztą. Jadłem raje na maśle orzechowym, kiełbasę czosnkową, flaki,
cynaderki cielęce i kaszankę, z której tryskała krew, ściekająca mi następnie
po brodzie. No i zjadłem moją pierwszą ostrygę. To dopiero, powiedzmy sobie
szczerze, było naprawdę znaczące wydarzenie. Wspominam je równie dobrze jak
dzień, w którym straciłem dziewictwo – pod wieloma względami nawet z większą
czułością.”
Anthony Bourdain poleca również
„Brzuch Paryża” Emila Zoli. Zola opisywał w niezwykły sposób hale, w której
zaopatrywało się całe miasto. To dzieło, które zasłynęło głównie z opisu
straganu z serem.
„Stały żegnając się wśród zmieszanych w finale woni serów. W tej chwili wszystkie równocześnie grały. Była to kakofonia smrodliwych zapachów, począwszy od szwajcarskich serów, ich gnuśnej, ciężkiej woni gotowanego ciasta aż do odrobiny alkalicznego zapachu olivet. Było w tym głuche sapanie organów-kantal, cheser, kozie sery-podobne do swobodnej na basie pieśni, gdzie jak urywane tony odcinały się nagle zapaszki neufchatel, troyes i Mont d`or. Po czym wonie płoszyły się, spływały jedne na drugie, gęstniały w nagłych kłębach zapachów port-salut, Limburg, gerome, marolle, livarot, pont-l`e- veque, rozwijały się powoli zlewając w jeden buchający smród. Te zmieszane ze sobą wonie rozchodziły się, utrzymywały wśród ogólnej wibracji, oszałamiające jak nieustanne nudności i o straszliwej, duszącej sile.”
„Stały żegnając się wśród zmieszanych w finale woni serów. W tej chwili wszystkie równocześnie grały. Była to kakofonia smrodliwych zapachów, począwszy od szwajcarskich serów, ich gnuśnej, ciężkiej woni gotowanego ciasta aż do odrobiny alkalicznego zapachu olivet. Było w tym głuche sapanie organów-kantal, cheser, kozie sery-podobne do swobodnej na basie pieśni, gdzie jak urywane tony odcinały się nagle zapaszki neufchatel, troyes i Mont d`or. Po czym wonie płoszyły się, spływały jedne na drugie, gęstniały w nagłych kłębach zapachów port-salut, Limburg, gerome, marolle, livarot, pont-l`e- veque, rozwijały się powoli zlewając w jeden buchający smród. Te zmieszane ze sobą wonie rozchodziły się, utrzymywały wśród ogólnej wibracji, oszałamiające jak nieustanne nudności i o straszliwej, duszącej sile.”
Kolejnym autorem, o którym warto wspomnieć jest
Marek Krajewski i jego seria kryminałów o Eberhardzie Mocku. Pisarz jemst
wielkim smakosze. W „cyklu wrocławskim” można znaleźć opisy kulinarne
niezdrowego, aczkolwiek bardzo apetycznego i kuszącego jedzenia. Opisy te są
tak niesamowite, że wręcz można poczuć w nich smak i zapach, że aż ślina
cieknie. „Na talerzu (…) wylądowały cztery zarumienione szyje gęsie. Pokroił ten
specjał w plastry, a następnie poukładał je na chrupiących talarkach
ziemniaków. W otoczce gęsiej skóry zamknięty był farsz z cebuli, wątróbki i
gęsiego smalcu. (…) Najpierw zanurzał sztućce w półmisku, w którym grube kawały
pieczeni wieprzowej pływały w gęstym zawiesistym sosie podbitym mąką i
śmietaną. Na nabity na widelec kawałek pieczeni nakładać ziemniaczano-drobiowy
pagórek. Po pochłonięciu tej skomplikowanej kompozycji nasuwał na widelec, jak
na szuflę, warstwę kapusty zasmażanej ze skwarkami.”
Foodporn w filmach? Na samą myśl o seksie i
jedzeniu pojawia się przed oczami film „Dziewięć i pół tygodnia”. Kim Basinger
spotyka nocą Mickey Rourke w kuchni. Cała scena dzieje się przy lodówce. Jej
partner karmi ją namiętnie oliwkami, wisienkami, galaretką, szampanem, rozlewa
miód po całym ciele…
Inną gorącą scenę przy jedzeniu możemy obejrzeć również w
filmie „Passionada” (2002).
Również sam Quentin Tarantino stosuje sceny „przy stole” w
swych filmach. Słynny hamburger z sieci Kahuna w „Pulpfiction” (1994) jedzony
przez Samuela L. Jacksona. Poniżej link do wywiadu z Elvisem Mitchell, w którym
Tarantino dyskutuje na temat aktu jedzenia, które jest swego rodzaju metaforą
mocy, dostarcza eksplozji, rozwija relacje między bohaterami. Sceny z jedzeniem
są bardzo realistyczne.
Cieszę się niezmiernie, że udało mi się napisać kilka słów o
tym lekko kontrowersyjnym, aczkolwiek jeszcze dość mało znanym temacie.
Skłoniło mnie do tego wiele sytuacji i moich własnych fascynacji. Lubię
prawdziwe emocje i nic co ludzkie nie jest mi obce. Nie jestem zakłamana, nie
wstydzę się ludzkich odruchów, nie kryję w sobie słabości do przyjemności. Ja
też uprawiam swego rodzaju foodporn i w
tym temacie nigdy nie wyznaczę sobie granic.
Źródło:
http://foodporndaily.com/; http://perfumowany.blogspot.com/; http://www.hoover.org/publications/policy-review/article/5542; Marek Krajewski Widma w mieście Breslau; Petite Histories, Redbull Music Academy Radio; Anthony Bourdain Kill Grill 3. O Kuchnia!; Anthony Bourdain Kill Grill. Restauracja od kuchni; Emil Zola Brzuch Paryża; zdjęcia z internetu.









Komentarze
Prześlij komentarz